Nowa saga rodzinna Joanny Jax – autorki bestsellerowego Dziedzictwa von Becków
Burzliwe losy Antoniny Tańskiej ukazane na tle ważnych wydarzeń w dziejach świata. Córka emigrantów z Polski zakochuje się w narzeczonym siostry i zachodzi z nim w ciążę. Wybucha wielki skandal i młodzi muszą opuścić rodzinne strony. Osiedlają się na Kubie, ale szczęście nie trwa długo. Emmanuel zdradza żonę, wdaje się w podejrzane interesy, a tymczasem rośnie w siłę ruch oporu wobec dyktatora Batisty. Gdy sytuacja polityczna wymyka się spod kontroli, postanawiają opuścić wyspę, ale tuż przed wyjazdem mąż i synek Tosi znikają bez śladu. Kobieta włącza się w działalność rewolucyjną i nie ustaje w poszukiwaniach. Przez kolejnych trzydzieści lat zmienia miejsca pobytu i swoją tożsamość, by wreszcie osiąść w Polsce. Pamiętniki Antoniny, ukryte na strychu starego domu, splatają jej losy z młodą rozwódką, która postanawia rozwikłać tajemnice jej rodziny…
Tylko jedna myśl mi towarzyszyła: „To się musi kiedyś skończyć”. Nie myślałam o Marco ani nawet o synu i mężu, tylko o tym, żeby przetrwać. Gdy zasypiałam pod drzewem, mokra, zziębnięta, i tuliłam się do pnia, marzyłam o odrobinie ciepła z kominka albo o jasnym słońcu, które nagle pojawi się wśród gęstwiny i ogrzeje mnie. Gdy udało się rozpalić jakiś nędzny ogień, niemal tratowaliśmy się, żeby go poczuć. I gdy nieco wysychałam, gdy już robiło się ciepło, odzywał się żołądek. Domagał się strawy, jakiejkolwiek. Jeśli udało się trafić na jakichś oddanych rewolucji ludzi, jadłam jak opętana, by potem zwijać się z bólu, który rozwalał mi trzewia. Po takich aktach obżarstwa przychodził czas na dręczącą biegunkę. Odbierała mi siły i władzę w nogach. Już nie myślałam o zimnie, głodzie i wilgoci, tylko o zrobieniu kolejnego kroku na bagnistej ścieżce. Szeptałam słowa modlitwy „Ojcze nasz”, łapiąc się wszystkiego, co mogło dodać mi siły. Wszystkie problemy wydawały się nieważne, bledły przy tej wycieńczającej wędrówce.
Którejś nocy włożyłam lufę karabinu do ust i łkając, drżącymi rękami szukałam spustu. I to nie strach mnie powstrzymał ani przywiązanie do Marco, ale myśl, że mój synek gdzieś żyje i czeka na swoją mamę. To była najpotężniejsza siła, która pozwoliła mi przeżyć.